Główna różnica między katolicyzmem a prawosławiem wschodnim polega na tym, że kościoły wschodnie nie uznają autorytetu papieża. Podobieństwa między chrześcijaństwem a katolicyzmem Chociaż chrześcijaństwo i katolicyzm podzielone są na dwa różne kościoły - przy czym Kościół katolicki uważa się za wcześniejszy wyznanie Różnica Między Katolicyzmem A Prawosławiem. Pochodzenie wiary rozłam na początku, od i w. Różnica między prawosławiem a katolicyzmem dotyczy przede wszystkim ducha świętego. Św. Jozafat Kuncewicz promotor Unii Brzeskiej Stacja7.pl… Jakie zauważasz podobieństwa i różnice między chrześcijaństwem a islamem? 2010-01-24 19:06:26; Jakie są różnice i podobieństwa między chrześcijaństwem a islamem 2011-02-27 14:32:57; Jakie są różnice między chrześcijaństwem, a judaizmem? 2009-10-21 18:34:58; Jakie zauważasz podobieństwa i różnice między Założycielem chrześcijaństwa był Jezus, uznawany przez swoich wyznawców za syna bożego, natomiast Mahomet, protoplasta islamu, był „tylko” człowiekiem, którego natchnął bóg, przez muzułmanów nazywany Allahem. Chrześcijaństwo jest też starsze niż islam, który powstał aż pięć wieków później niż religia Chrystusowa. . XXII Dzień Judaizmu w Kościele katolickim w Polsce wpisuje się w szeroko rozumiany dialog międzyreligijny, jaki Kościół katolicki prowadzi w sposób szczególny po zakończeniu Soboru Watykańskiego II - powiedział PAP przewodniczący Komitetu KEP ds. Dialogu z Judaizmem bp Rafał Markowski. Dodał, że dialog ten jest potrzebny, bo służy poznaniu różnorodności religijnych świata. Pod hasłem "Nie przychodzę, żeby zatracać" 17 stycznia odbędą się centralne obchody XXII Dnia Judaizmu w Łodzi. Ich organizatorem jest Komitet Konferencji Episkopatu Polski ds. Dialogu z Judaizmem i Archidiecezja Łódzka. "Prowadzenie dialogu międzyreligijnego wydaje się być oczywiste z tej racji, że żyjemy w świecie, w którym dokonuje się bardzo głęboki proces globalizacji, geografii społecznej, a to sprawia, że kontakty między ludźmi reprezentującymi różne wartości religijne. Dlatego też ten dialog międzyreligijny, szeroko rozumiany jest dialogiem potrzebnym, bo służy poznaniu różnorodności religijnych świata, a w konsekwencji sprawia, że to spotkanie ludzi reprezentujący różne przekonania religijne nie powinny być postrzegane w kategoriach wrogości, ale dialogu. Dlatego dialog międzyreligijny staje się źródłem poznania a zarazem instrumentem zgody i pokoju" - powiedział w rozmowie z PAP bp Markowski. Odnosząc się do dialogu, jaki dokonuje się między katolicyzmem a judaizmem, którego wyrazem jest Dzień Judaizmu, biskup Markowski podkreślił, że to "pragnienie przybliżenia ludziom Kościoła głębokich relacji, jakie istnieją między chrześcijaństwem a judaizmem, a jednocześnie podjęcie wspólnych działań, które mogłyby służyć obronie życia, ochrony praw człowieka, a nawet tego, czego dzisiaj jesteśmy świadkami, zapobieganiu wszelkiemu rodzaju fanatyzmowi religijnemu, czy jakimkolwiek aktom nienawiści". Przewodniczący Komitetu KEP ds. Dialogu z Judaizmem podkreślił też, że Dzień Judaizmu, to przede wszystkim dzień wspólnej modlitwy, wspólna liturgia słowa Bożego, którą przeżywamy, a jednocześnie to dzień, w którym odbywają się różnego rodzaju konferencje, które przybliżają nauczanie Soboru Watykańskiego II na temat Żydów i ich religii. "I to jest realizacja tego zalecenia soborowego, abyśmy zbliżali się do siebie poprzez wspólne studia teologiczne, poprzez wspólne studia biblijne oraz braterskie rozmowy" - zaznaczył bp Markowski. Nawiązując w rozmowie z PAP do tegorocznego hasła Dnia Judaizmu, wyjętych z Księgi Proroka Ozeasza słów: "Nie przychodzę, żeby zatracać", bp Markowski wyjaśnił, że kryje się w nich zasadnicza idea Bożego Miłosierdzia. "Prorok Ozeasz nazywany jest prorokiem przebaczającej miłości. Kiedy mówi o słabości narodu wybranego, o przejawach niewierności Izraela, jednocześnie odpowiada, że odstępstwa od Przymierza nigdy nie są ostateczne, bowiem miłość Boga jest miłością, która potrafi nawrócić naród i pokonać wszelkie odstępstwa. Stąd też słowa: +Nie przychodzę, żeby zatracać+. Bóg przychodzi nie po to, żeby zatracać, ale przeciwnie, żeby doprowadzić swój lud do nawrócenia i do ponownego pojednania się z Nim" - podkreślił hierarcha. Dodał, że echem tych słów jest ewangeliczna przypowieść o kobiecie cudzołożnej, która to przypowieść obrazuje miłosierdzie Chrystusa. "Papież Franciszek mówi, że +miłosierdzie to imię Boga+ i daje do zrozumienia, że to miłosierdzie sprawia, że czujemy się kochani, mimo naszych grzechów, ale miłosierdzie wydobywa nas ku dobremu" - podkreślił przewodniczący Komitetu KEP ds. Dialogu z Judaizmem. Zaznaczył jednocześnie, że to ma odniesienie do współczesnej sytuacji, pewnych niepokojów, napięć, które rodzą się przy różnych okazjach między ludźmi. "I przypomnienie o tym, że ostatecznie to Bóg doprowadza do nawrócenia i to Bóg jest Tym, do którego należy ostatnie słowo. Stąd też nie powinniśmy się sądzić, potępiać, wręcz przeciwnie, powinniśmy się wspierać w tej drodze ku Bogu" - powiedział bp Markowski. Zapytany, dlaczego Łódź została wybrana na centralne obchody Dnia Judaizmu, bp Markowski odpowiedział, że wynika to z przesłanek historycznych. "Wiadomo, że Łódź na przełomie XVIII i XIX wieku przeżywała swój rozkwit, była znaczącym ośrodkiem przemysłowym i stała się miejscem pobytu społeczności żydowskiej. W wieku XIX i na początku XX zamieszkiwało w Łodzi ok. 200 tys. Żydów. Była to gmina, która bardzo aktywnie uczestniczyła w rozwoju tego miasta na każdym poziomie, prowadząc gospodarkę przemysłową, przyczyniała się do rozwoju działalności kulturowej i religijnej. Natomiast II wojna światowa spowodowała dramat gminy żydowskiej. Założone w 1940 roku getto było drugim co do wielkości po getcie warszawskim. W wyniku głodu czy też chorób - zgodnie z przekazami historycznymi - w getcie zginęło ok. 50 tys. osób. Natomiast ok. 80 tys. osób zostało deportowanych do obozów śmierci w 1944 roku. Stąd też dla upamiętnienia ich, chcemy tegoroczny Dzień Judaizmu przeżyć w Archidiecezji Łódzkiej" - wyjaśnił przewodniczący Komitetu KEP ds. Dialogu z Judaizmem. Dzień Judaizmu w Kościele Katolickim obchodzony jest w Polsce od 1998 r. Decyzją Konferencji Episkopatu Polski obchody te odbywają się 17 stycznia - tj. w przeddzień rozpoczęcia Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan. Jest to czas modlitwy i refleksji podejmowanych przez chrześcijan i żydów w oparciu o Pismo Święte, nauczanie Kościoła Katolickiego i wspólną historię łączącą wyznawców obu religii. Na tej podstawie dał sobie katolicki kler przyzwolenie na ludobójstwo, na osądzanie i karanie "w imię Boga" innowierców oraz katolików nieprawomyślnych, i w ogóle na wszelkie inne zbrodnie. Na tej też podstawie do dzisiaj okrada i toczy narody, jak rak, ale już tylko dlatego, że politycy nie są świadomi jego słabości. W rzeczywistości, poza garstką moherowych fanatyków, nie posiada on nawet tylu faktycznych członków, żeby utrzymać kościelne budynki i kler. Cała ta machina istnieje jeszcze tylko dlatego, że toczy się zabawa w nagiego króla, który już nawet nie ma gaci, ale nikt nie chce tego głośno powiedzieć, a skorumpowane z klerem, głupie jak but, ciemnogrodzkie, bo niekonstytucyjnie katolickie państwo, i sprzedajni rządzący politycy zmuszają ogół nienawidzących kleru obywateli, do jego utrzymywania z podatków. . Jeśli komuś się wydaje, że podział między zwolennikami i przeciwnikami ideologii LGBTQ+* (względnie postulatów tych środowisk) biegnie w sposób jasny i zrozumiały między chrześcijaństwem lub tradycyjnymi religiami a światem świeckim, ewentualnie między Kościołem katolickim a resztą świata, to tylko mu się wydaje. Granice te bowiem biegną w sposób o wiele bardziej skomplikowany nie tyle między światem świeckim a religijnym i nawet nie między postępowym protestantyzmem głównego nurtu a katolicyzmem, prawosławiem i chrześcijanami ewangelikalnymi, ale między poszczególnymi teologami, hierarchami, pastorami, a nawet wspólnotami i wiernymi. Wspólnota biblijnego rozumienia moralności małżeńskiej i seksualnej, która mimo wszystkich różnic łączyła jeszcze na początku XX wieku chrześcijan wszystkich niemal wyznań (wyjątkiem był stosunek do rozwodów), rozpadła się i w tej chwili chrześcijanie wyznają najrozmaitsze poglądy moralne w kluczowych kwestiach. Proces ten zaczął się już na początku XX wieku od akceptacji pewnych form eugeniki przez znaczącą liczbę duchownych protestanckich, później przeszedł w falę stopniowego odrzucania moralności zawartej w Biblii przez kolejne wyznania protestanckie, ale także przez znaczącą liczbę teologów, a nawet hierarchów katolickich, a obecnie osiągnął fazę, w której nie tylko kwestie moralne dzielą chrześcijan o wiele bardziej niż niegdyś doktrynalne, ale także obie strony są sobie obce nie tylko w kwestiach moralnych, lecz – szerzej – w kwestii rozumienia fundamentów doktryny chrześcijańskiej. Parafialny coming out W Polsce jest to jeszcze niemal niewidoczne, ale wystarczy przekroczyć nasze zachodnie lub północne granice, żeby zobaczyć ten spór w całej okazałości. Kościół katolicki w Niemczech właśnie rozpoczyna proces synodalny, którego celem jest rewizja nie tylko kwestii celibatu, ale także nauczania moralnego, szczególnie tego odnoszącego się do rozwodów, seksu pozamałżeńskiego, akceptacji relacji homoseksualnych oraz (choć o tym jeszcze nie mówi się wprost) być może akceptacji aktu błogosławieństwa par jednopłciowych. I choć nie brak głosów krytycznych wobec tych pomysłów, także wśród najważniejszych tam teologów i hierarchów, to wiele wskazuje na to, że większość z zaplanowanych zmian zostanie przegłosowana. Jedynym problemem zostanie wówczas przekonanie do zmian Rzymu, który na razie milczy, choć poszczególni watykańscy hierarchowie krytykują pomysły Niemców. Jeśli nic się nie zmieni, to za jakiś czas po drugiej stronie Odry będziemy mieli Kościół radykalnie inny niż ten po tej stronie. A i on będzie podzielony wewnętrznie, bo są w Niemczech diecezje, które proponowanych zmian nie przyjmują i przyjmować nie zamierzają. Ten proces podziału, by nie powiedzieć wprost: rozpadu jedności doktryny i dyscypliny, widać już teraz. Istnieją niemieckie diecezje, gdzie kilka lat temu dopuszczono osoby w związkach homoseksualnych do komunii, a teraz dyskutuje się nad koniecznością wprowadzenia specjalnego rytu błogosławienia takich par. – Trzeba przygotować teologicznie uzasadnioną ceremonię błogosławienia związków, które nie mogą uzyskać małżeństwa w Kościele – oznajmił dwa lata temu ks. Johannes zu Eltz, dziekan we Frankfurcie i jeden z wyższych urzędników diecezji Limburgh. Pary, które chciałyby otrzymać takie błogosławieństwo, musiałyby spełniać określone kryteria, na przykład zarejestrować związek w urzędzie, a same obrzędy musiałyby się różnić od ślubnych. Duchowny sugeruje, że nie powinny one zawierać wymiany obrączek czy przysięgi. Obrządek miałby być prośbą o to, by Bóg pobłogosławił związkowi, który już istnieje. A jego sprawowanie miałoby zaspokajać „prymitywne pragnienie zbawienia, ochrony, szczęścia i spełnienia ludzkiego życia, która wiąże się z prośbą o błogosławieństwo". W innych diecezjach biskupi zdecydowanie i jednoznacznie odrzucają taką możliwość i przypominają opartą na Piśmie Świętym i tradycji Kościoła doktrynę w tej kwestii. Jeszcze lepiej widać to w Stanach Zjednoczonych. Tam podzielone w tej kwestii są wszystkie wspólnoty wyznaniowe. Z jednej strony na wielu frontonach zborów reformowanych, luterańskich, baptystycznych, a nawet parafii katolickich zobaczyć można wielkie tęczowe flagi, które mają świadczyć o tym, że w miejscach tych z tolerancją i akceptacją wita się osoby homo, bi, transseksualne, a z drugiej nie brak miejsc, w których potępienia aktów homoseksualnych czy określanie takich osób mianem sodomitów, którzy ściągają na siebie gniew Boży, jest czymś absolutnie oczywistym. I żeby nie było wątpliwości, bywa też tak, że jedne i drugie zbory czy parafie należą do tego samego wyznania, a ich duchowni czy pastorzy kończyli te same seminaria. Episkopat Stanów Zjednoczonych też dzieli się w tej kwestii na dwie części. Z jednej strony jest abp Charles Chaput, który jasno i jednoznacznie potępia jakiekolwiek zmiany w doktrynie i uważa je za zdradę. Z drugiej – jezuita o. James Martin i cała grupa jego sympatyków (z kard. Blaisem Cupichem), którzy głoszą konieczność szybkiej zmiany zapisów Katechizmu Kościoła katolickiego, czyli języka, jakim wyrażana jest moralna ocena aktów homoseksualnych. O co chodzi? O to, by katechizmowe określenie „obiektywnie nieuporządkowana", które odnosi się do „skłonności homoseksualnej", jako „niepotrzebnie raniące" zastąpić terminem „odmiennie uporządkowana". W innym miejscu zaś przekonywał, że duchowni homoseksualiści powinni zacząć masowo ujawniać swoją skłonność i dokonywać coming outów wobec swoich parafian. – To mogłoby pokazać katolikom w kościelnych ławkach, jak wyglądają geje, a także, że żyją oni w czystości i uczciwości. Wielką ironią jest fakt, że oni żyją tak, jak tego Kościół wymaga od osób LGBT – w czystości i celibacie – i nie wolno im o tym mówić. Oni wykonują świetną robotę, ale pozostają ukryci , jakby ich nie było – mówił jezuita. Warto dodać, że choć słowa te pozostają w sprzeczności z oficjalnym nauczaniem Kościoła, to o. Martin nigdy nie poniósł konsekwencji, cieszy się poparciem i sympatią samego Franciszka i świetnie funkcjonuje wewnątrz Kościoła. Doskonale pokazuje to, jak bardzo podzielony także w tej kwestii jest katolicyzm i jak poglądy o. Martina uważane są przez część kościelnego mainstreamu za normę, a nie odstępstwo. Jeszcze głębiej te podziały dotykają protestantyzmu. Tam mamy zbory, które nie akceptują żadnego grzechu homoseksualnego i go potępiają, których kaznodzieje czy przełożeni grzmią nie tylko o „homoseksualnej zarazie", ale nawet o tym, że grzech sodomski ściągnie na ludzkość straszliwe kary, i takie, które (niekiedy w ramach tego samego wyznania) ordynują homoseksualistów, transseksualistów po operacji zmiany płci, oferują obrządki małżeństwa parom gejowskim, a nawet wprowadziły parasakramentalną procedurę pobłogosławienia zmiany płci. Kłopot z listą grzechów Jedna i druga strona powołuje się na Pismo Święte i nauczanie Jezusa Chrystusa. Jedni cytują obficie potępienia aktów homoseksualnych ze Starego Testamentu i listów św. Pawła, inni próbują całkowicie zreinterpretować ich rozumienie i dowodzą, że fragmenty te odnosiły się do rytualnej homoseksualnej prostytucji lub gwałtów, a nie do współczesnych relacji homoseksualnych, dodając, że sam Jezus nic o homoseksualizmie nie mówił. Jedni cytują całą wielką tradycję Ojców Kościoła, średniowiecznych nauczycieli i mistrzów reformacji, którzy do homoseksualizmu mieli stosunek jednoznacznie negatywny, a drudzy przekonują, że wynikał on z uwarunkowania kulturowego, niezrozumienia natury ludzkiej, i dodają, że w istocie w przekazie Ewangelii liczy się jedynie przykazanie miłości. Nie będę ukrywał, że w sporze tym jestem po jednej ze stron, że bliższa mi jest teologia tradycyjna i klasyczna, ale jednocześnie nie można udawać, że obie strony nie mają swoich, słabszych lub mocniejszych uzasadnień i że tylko jedna z nich ma wszystkie argumenty w ręku. Nie ulega na przykład wątpliwości, że św. Paweł, potępiając mężów współżyjących ze sobą, wpisał grzech aktów homoseksualnych w szerszą listę grzechów, w której odnaleźć się może niemal każdy. „Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwiąźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego" – pisze apostoł, a jego słowa zmierzają do przypomnienia, że wszyscy ci grzesznicy mają być oczyszczeni przez łaskę Chrystusa. Oczywiście, problemem dla strony liberalnej pozostaje już samo to, że mężczyźni współżyjący ze sobą są wymienieni na równi ze złodziejami, ale konserwatyści muszą z kolei przełknąć, że homoseksualizm jest tu takim samym grzechem jak rozpusta, niesprawiedliwość czy zdzierstwo (o oszczerstwach nie wspominając). Istotą sporu nie jest jednak to, jak rozumieć Pismo Święte czy jak interpretować poszczególne fragmenty, ale to, na ile Tradycja, klasyczne rozumienie Pisma Świętego, nauczanie Ojców w wierze pozostają autorytatywne. Jedna ze stron uznaje, że choć czasy się zmieniają, a my lepiej i głębiej rozumiemy Pismo Święte czy naturę ludzką, to pewne normy prawne, moralne i obyczajowe pozostają niezmienne. Jeśli Kościół – prowadzony przez Ducha Świętego – przez wieki głosił, że jakieś działanie, jakiś akt jest niemoralny, grzeszny, zły, to nie ma możliwości, by uznać, że jest on dobry. Duch Boży, nawet jeśli Kościół nie w pełni rozumiał jego wolę, prowadzi chrześcijan nieomylnie. Protestanccy konserwatyści ujmą to nieco inaczej i podkreślą, że Słowo Boże zawarte w Biblii jest nieomylne, i to do niego musi dostosować się świat, a nie ono do świata. Liberalni, postępowi chrześcijanie przekonują, że doktryna musi się rozwijać, a głębsze rozumienie świata i Ewangelii czy odkrycia naukowe mogą nas doprowadzić do rewizji dotychczasowego nauczania. I choć na pierwszy rzut oka oznacza to, że Kościół traci atrybut nieomylności, to zdaniem zwolenników tej tezy nic takiego się nie dzieje, bo w istocie atrybut ten odnosi się jedynie do rzeczy niezbędnych do zbawienia, a nie do samej moralności. W tym ujęciu Kościół rozwija się wraz ze światem i musi odpowiadać na jego wyzwania. Duch Boży przemawia do nas przez ducha świata. Liberalni protestanci (szczególnie część luteran) uzupełnią ten obraz stwierdzeniem, że istotą Ewangelii jest Dobra Nowina o łasce i Krzyżu, o Bożej miłości, i to ona jest niezmienna. Wszystko lub niemal wszystko inne podlega rewizji w świetle właśnie teologii krzyża. Istotną różnicą między oboma stronami sporu jest także rozumienie człowieczeństwa, antropologia. Jedna ze stron opowiada się zdecydowanie po stronie klasycznego rozumienia człowieka, zakorzenionego w Biblii, w dualizmie płciowym, druga chętniej oddaje pierwszeństwo nauce, a szczególnie naukom społecznym. Uwaga na schizmę Obie strony tego także wewnątrzchrześcijańskiego sporu są na tyle mocne, że nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie miał się on rozstrzygnąć. Jedna z nich cieszy się bowiem autorytetem wieków, nauczaniem Ojców w wierze i przywiązaniem do tradycyjnej antropologii, drugą zaś nie tylko wspiera wielki biznes, ale także otwiera ona nowe perspektywy przed teologią innych religii, rozumieniem dialogu ze światem, jest lepiej powiązana ze współczesnymi nurtami filozofii, a to oznacza, że niekiedy trafniej diagnozuje realne bolączki współczesności. Co to oznacza dla nas? Po pierwsze, że musimy nauczyć się żyć w takich podzielonych wspólnotach kościelnych. Protestanci powołują niekiedy osobne wspólnoty, by odłączyć się od braci liberałów czy braci konserwatystów, dla katolika jednak schizma zawsze pozostaje złem. Jakby tego było mało, konserwatywni katolicy powinni się wsłuchać w słowa papieża Franciszka, który przestrzegał kilkanaście dni temu, że czasem przesadny rygoryzm i przywiązanie do przeszłości prowadzą wspólnoty schizmatyckie do odejścia od fundamentów doktryny... Po drugie, oznacza to, że z perspektywy teologii i filozofii czeka nas kolejna debata nad rozumieniem człowieczeństwa, nad tym, jak zmieniają je współczesne nauki, a także nad tym, na ile duch świata czy – ujmując rzecz ostrożniej – współczesne myślenie może wpływać na rewizję utrwalonych elementów doktryny. Jesteśmy wciąż na początku tej dyskusji i nic nie wskazuje, by miała się ona szybko skończyć. *LGBTQ+ – skrótowiec odnoszący się do lesbijek, gejów, osób biseksualnych, transpłciowych, niepewnych swojej orientacji seksualnej lub jej poszukujących. Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 23:27 Chrześcijaństwo to są trzy odłamy katolicyzm prawosławie i protestantyzm a katolicyzm to jeden z odłamów Niczym, ponieważ centrum chrześcijaństwa jest Chrystus i ten Chrystus powiedział, że zbuduje swój Kościół na Piotrze. Przez Piotra - pierwszego papieża - Rzym stał się centrum chrześcijańskim. Katolicki znaczy Powszechny. Do czasów schizmy wschodniej, gdy od Kościoła oddzieliły się ruchy prawosławne Chrześcijaństwo było tożsame z Katolicyzmem. W dalszych wiekach od Kościoła odłączały się kolejne wyznania, nazywane więc różnic między katolicyzmem, a chrześcijaństwem pierwotnym nie ma. Obecnie chrześcijanie to wszyscy Ci, którzy zostali w Kościele Chrystusowym oraz Ci, co założyli nowe Chrystusa, aby Jego Kościół był jeden. Niestety, nie udało się. Katolicyzm jest jedyną religią chrześcijańską, którą nie można nazwać "odłamem", ponieważ katolicy od niczego się nie odłączali. Chrześcijaństwo to ogół ludzi, którzy kierują się w życiu nauką to odmiana chrześcijaństwa, która za autorytet stawia również papieża, księży, świętych i tradycję kościoła katolickiego. Myślę, że różnicy jako takiej nie ma, katolicyzm po prostu sprecyzował, wyjaśnił i nazwał wiele spraw pierwotnego chrześcijaństwa. blocked odpowiedział(a) o 01:33 Krk odstąpił od nauk Bożych i naucza wiernych według własnego Kościoła katolickiego jest papież i oni stosują się do jego Chrześcijanie stosują się do nauk Pisma Kościoła Chrześcijan jest Jezus Chrystus, dlatego też podążają właściwą katolicki pobłądził, gdyż zaufał nie tej głowie co trzeba. CH₃CN odpowiedział(a) o 08:08 Taka jak między kołem a figurą, czy między kwadratem a prostokątem. Uważasz, że ktoś się myli? lub

różnica między katolicyzmem a chrześcijaństwem